Rok temu kolega z lotniska uległ wypadkowi na paralotni. Po operacji stopy (śruby w nodze), jedyną możliwością powrotu do latania był zakup trajki oraz zmiana skrzydła na większe. Początkowo był zainteresowany zakupem Nucleona 34, lecz nie było go stać taki wydatek. Z kolei na rynku wtórnym bardzo trudno kupić w dobrym stanie skrzydło Dudka. Dodatkowym problemem była masa startowa (180 kg) przy silniku Motoroma. Zależało nam jednocześnie, by startować z niewielkiej łąki, która w poprzek ma nie więcej niż 30 metrów. Rozpoczęliśmy więc intensywne poszukiwania skrzydła dla Tomka..
Skrzydło nr 1. Synthesis 34
Jako pierwsze zakupiliśmy używanego Synthesisa 34. Udało nam się go kupić za niewielkie pieniądze a było ono w idealnym stanie. Według danych producenta, rozmiar 34 m2 przystosowany jest do obciążenia 135-165 lub 135-185 (w zależności od certyfikatu). Synthesis startował perfekcyjnie, lecz rozbieg przy tej masie całego układu był zbyt długi. Poza tym podczas lotu na odpuszczonych trymerach, Motoroma kręciła niemal na maksymalnych obrotach. Doradzano nam, by latać na zaciągniętych trymerach i faktycznie – w tym wypadku było nieco lepiej, tylko po co nam wówczas skrzydło samostateczne? Synthesis jest ukierunkowany na bezpieczeństwo i prędkość, lecz przez to cechuje go nośność kowadła. Poprzedni właściciel ważył poniżej 90 kg i latał z napędem… TOP80 i ta konfiguracja bardzo mu odpowiadała. My jednak potrzebowaliśmy zupełnie innego skrzydła.
Wykonałem kilka telefonów do znajomych dealerów, by zadać pytanie:
Jakie skrzydło będzie odpowiednie przy masie startowej 180 kg i 25 konnym silniku?
Wielu z rozmówców poleciło Nucleona 34 lub… zmianę silnika. Na koniec (żałuję, że nie na początek) zadzwoniłem do Waltera Wojciechowskiego z firmy Airaction i przedstawiłem mu naszą, wydawałoby się beznadziejną sytuację. Walter natychmiast wysłał nam na testy dwa skrzydła. Były to: tandem Swing Twin w rozmiarze 42 oraz Sting PowerPlay 250. Przy okazji, znając moje upodobania, przysłał mi dodatkowo Paramanię GTX – skrzydło, które całkiem zmieniło moje podejście do latania.
Skrzydło nr 2. Tandem Swing Twin 42
Początkowo wystraszył nas rozmiar tego skrzydła. Te 42 metry to naprawdę kawał szmaty! Pomimo rozmiaru i marnego wiatru, zaskoczyła nas łatwość startu na tak dużym skrzydle. Co oczywiste przy tym rozmiarze nie trzeba było też martwić się o moc – Motoroma dawała radę prawie na wolnych obrotach. Mimo świetnych parametrów lotnych, rozmiar ten okazał się zbyt duży do lotów w pojedynkę – nawet przy sporej masie startowej mojego kolegi. Problemem z pewnością byłby start podczas wietrznych dni oraz w gorszych warunkach. Mimo to, bardzo miło wspominamy skrzydło Swing Twin.
Skrzydło nr 3. Swing Sting Powerplay 250.
Paralotnia Sting Powerplay jest oparta na modelu Arcus, która według producenta „wyprzedziła swój czas wytyczając nowe standardy w rozwoju paralotni”. Sting jest paralotnią przeznaczoną głównie do napędu, choć jak dowiedziałem się od moich posiadaczy z Niemiec, nadaje się także do lotów swobodnych. Zadziwiła nas maksymalna masa startowa paralotni Sting Powerplay, która wynosi nawet 300 kg. Wersja 250 wydawała się wręcz idealna dla masy startowej kolegi i jego „zaledwie” 180 kg. Producent na swojej stronie internetowej chwali się też ilością sprzedanych egzemplarzy – 10.000 sprzedanych sztuk (jeśli wierzyć producentowi). Dzięki certyfikacji DHV 1/1-2 i klasyfikacji DULV Standard, paralotnia Sting jest polecana przez producenta także do szkolenia pilotów zaczynających przygodę z lataniem, a powszechnie wiadomo, że w tym przypadku bezpieczeństwo jest najważniejsze. Miło zaskoczyło nas także podwójne wpięcie w taśmach. Dzięki temu można dostosować długość taśm nośnych do podwieszenia w napędzie.

Sting Powerplay 250
Sting Powerplay to skrzydło rzadko spotykane w Polsce (jest w kraju około 100 sztuk), lecz za naszą zachodnią granicą jest niezwykle popularne i właśnie od polskich pilotów w Niemczech dowiedziałem się najwięcej o tym skrzydle – opinię były niezwykle przychylne.

Skrzydło jest bardzo spokojne – potrafi stać nad głową jak zaklęte
Powerplay niezwykle łatwo startuje. Pierwsza faza startu, tj. podnoszenie skrzydła przebiega zadziwiająco gładko. Skrzydło nie skręca na boki, lecz posłusznie i szybko wędruje nad głowę pilota. Zauważyliśmy, że przy starcie lubi być dobrze ustawione pod wiatr. Warto też do startu odpuścić nieco trymery – około 2 cm. Jeśli nie ustawisz się centralnie pod wiatr, zaraz po wyjściu nad głowę, skrzydło samo skoryguje swoje położenie względem osi wiatru. Kolega kilka razy startowa trajką z odchyłką do wiatru, a mimo to, skrzydło po wyjściu nad głowę, ustawiło się pod wiatr i wymagało lekkiej korekty sterówką i podjechania pod skrzydło. Najbardziej zadowolił nas fakt, że skrzydło nie wymaga długiego rozbiegu a dodatkowo daje pilotowi więcej czasu na korektę, co ma szczególne znaczenie dla początkujących pilotów. Nie myszkuje przy tym nad głową podczas startu i nawet w przypadku wahadła przy starcie, można łatwo skorygować problem i kontynuować start. Sting nie wymaga także dociągania taśmami nad głowę – testowaliśmy także możliwość startu bez taśm A, i choć rozbieg był dłuższy, udawało się za każdym razem. Krótki rozbieg to następna zaleta – szczególnie przy tak dużej masie startowej i silniku Motoroma, kolega mieści się na 30 metrowej łące (samo rozłożenie się do startu zajmuje już dobrych parę metrów). Sting nie posiada też dużego zapotrzebowania na moc podczas lotu. Dzięki temu, spalanie utrzymuje się na rozsądnym poziomie 4-5l na godzinę lotu. Motoroma pracuje na ustawieniach fabrycznych (bogata mieszanka). Na skrzydle Synthesis spalanie wyniosło od 6l wzwyż.

Sting Powerplay
Przez dłuższy czas lataliśmy wyłączenie na skrzydłach samostatecznych, co sprawiło, że dość nieufnie podchodziliśmy do lotów klasycznym skrzydłem. W locie skrzydło jest tak przewidywalne, że po kilku lotach kolega śmiało startował podczas silniejszego wiatru czy popołudniowej termiki bez obawy o zdrowie. Podczas lotu w gorszych warunkach centropłat zachowuje sztywność, pracując jedynie końcówkami stabilów. Podczas miesięcznych testów nie zauważyliśmy żadnych tendencji do podwinięć czy choćby najmniejszego mięknięcia sterówek. Skrzydło leci bez udziału pilota. Właśnie dlatego odradzam go bardziej doświadczonym pilotom, którzy lubią pokręcić nad łąką. Sting Powerplay przeznaczony jest do bezpiecznych przelotów na wprost.

Proste taśmy – trymer i sterówka
Piloci latający na Stingach wspominali też o prędkości tej konstrukcji i doradzali, by kupując skrzydło, starać się go dociążyć, by uzyskać większą prędkość. Podczas spokojnej pogody nasz Sting nie leciał wiele wolniej od mojego Nucleona. Różnica prędkości na korzyść Nucleona ujawniła się dopiero podczas silniejszego wiatru, lecz nie preferujemy lotów w takich warunkach i prędkość była dla nas cechą pomijalną.

Możliwość dostosowania podwieszenia.
Lądowanie Stingiem nie sprawi problemów nawet początkującemu ze względu na niewielką prędkość przyziemienia. Mamy tu do czynienia z klasycznym profilem, więc lądowanie jest łatwe i przyjemne nawet w bezwietrznych warunkach.
Po lotach testowych byliśmy tak zachwyceni, że kolega zakupił paralotnię Sting Powerplay 250.
Wreszcie trafiliśmy w przysłowiową dziesiątkę! Do tej pory kolega wylatał swoim Stingiem około 30h i jest bardzo zachwycony tą konstrukcją.
Dlaczego akurat Sting Powerplay?
- Kolega jest pilotem z wieloletnim doświadczeniem, lecz jego sposób latania to niewielkie – kilkudziesięciokilometrowe przeloty. Sting Powerplay nadaje się do tego idealnie. Prędkość Powerplaya przy masie startowej 180 kg niewiele odbiega od Nucleona 29 przy masie startowej 140kg na odpuszczonych trymerach w bezwietrzu. Podczas silniejszego wiatru wypada nieco gorzej, lecz zwykle latamy przy niewielkim wietrze.
- Mamy niewielką łąkę do startu. W przypadku startu w poprzek, jest nie więcej niż 30 metrów rozbiegu. Przy takiej masie startowej i silniku Motoroma, Synthesis startował wyłącznie po długości łąki (około 70m) i często odbywało się to „na styk”. Sting Powerplay wymaga o połowę mniej miejsca do startu.
- W przypadku silnika Motoroma i ciężkiego pilota, gdzie masa startowa zbliża się do 200 kg, podczas lotu na skrzydle samostatecznym, jeśli nie dysponuje się 33 konnym silnikiem, lot może być mało ekonomiczny przy katowaniu silnika na maksymalnych obrotach. Sting Powerplay jest skrzydłem klasycznym i nie wymaga dużej mocy zarówno do startu, jak i do lotu poziomego. Maksymalne wznoszenie w naszym zestawie wyniosło 1,8 m/s, co jest bardzo przyzwoitym wynikiem.
- Skoro kolega nie lata w trudnych warunkach, to po co mu skrzydło samostateczne?
- Sting Powerplay ma niezwykle dobre opinie wśród pilotów latających w Polsce oraz wśród niemieckich pilotów, gdzie tych modeli lata bardzo dużo. Stingi są też bardzo popularne w szkołach paralotniowych u naszego zachodniego sąsiada, co świadczy o bezpieczeństwie tego skrzydła.
- Skrzydło jest niezwykle spokojne i bezpieczne. Zachowuje się bardzo przewidywalnie i nie straszy. Niestety słabo skręca (przy naszej masie startowej), lecz ta pozytywna cecha powoduje, że Powerplaya może dosiadać bez obawy nawet początkujący pilot.
- Różnica ceny Stinga w porównaniu do innych paralotni to nawet kilka tysięcy złotych. To dużo za dużo.
Jeśli więc jesteś pilotem o dużej wadze, posiadasz niezbyt mocny silnik i nie masz kilkunastu tysięcy wolnej gotówki na zakup skrzydła samostatecznego, niezależnie czy latasz trajką czy startujesz z nóg – Sting Powerplay jest skrzydłem, które spełni twoje oczekiwania.
Cena Sting Powerplay – 9500 zł niezależnie od rozmiaru.
Cena Swing Twin – 11000 zł.
Gdzie kupić?
Airaction
Walter Wojciechowski
502-403-765
Mam Stinga 250 i muszę powiedzieć że na bezwietrzu w tandemie PPG (C-max 27km) masa startowa 200kg to max – po prostu ciężko jest tak szybko biec jeżeli masa startowa jest powyżej 200kg. Dla początkujących tandem PPG nie polecam. Ja osobiście zamienił bym na jakąś większą „szmate” 39-42m3 bo start masy 220-230kg był by łatwiejszy. za to w powietrzu jest świetne, stabilne i przewidywalne nawet w trudnych warunkach.
Cześć
Mam Stinga 160 od roku i jestem b. zadowolony, bo latam i PPG i swobodnie. Wcześniej latałem na Syntezie, ale ciągle miałem kłopoty ze startem w bezwietrzu. W dodatku moja Solówka ledwo dawała radę na zaciągniętych trymerach. Odpuszczać w ogóle nie mogłem, a o lataniu swobodnym można było zapomnieć bo dość mocno opadałem. Nie bardzo mogę dźwigać cięższy napęd więc zmieniłem glajta na Stinga 160 i to była najlepsza decyzja w moim życiu. Ważę 95 kilo i ten rozmiar do słabego napędu jest w sam raz. W termice też się sprawuje.
Rafał
Dziwi mnie że firma Dudek nie skonstruuje czegoś podobnego.Jak widać zapotrzebowanie na tego typu skrzydła jest.Nie wszyscy od razu chcą latać na samostatkach.
Latam na najmniejszym rozmiarze Sting’a – 120 (65kg – 148kg). Przede wszystkim cenię sobie to skrzydło za łatwość handlingu. Przedział wagowy oraz dwa punkty podczepienia w taśmach, zaspokoją potrzeby tych pilotów, których nie stać na dwa skrzydła do latania napędowego i swobodnego..
Mam dwóch kolegów latających trajkami na tym skrzydełku. Każdy sobie bardzo je chwali. Przede wszystkim jest to skrzydło bardzo nośne, spokojne, skręca całkiem przyzwoicie. Nie mogę się jednak zgodzić ze stwierdzeniem że prędkość Powerplaya nie odbiega znacznie od prędkości nucleona. Na Nucleonie WRC 31 na całkowicie zaciągniętych trymerach szybko dochodzę Stinga na całkowicie odpuszczonych trymerach. W zamian jednak zauważłem że kolega latający na Stingu ma bardzo małe spalanie (Simonini), połowę tego co mi pali Moster z Nucleonem lecąc na tej samej trasie.