Trudne zakupy, czyli nie tak łatwo jest nabyć upragniony sprzęt

Przedstawiam wpis autorstwa Michała Chilmona, który wybrał się na zakupy sprzętu paralotniowego. Chyba dla wszystkich z nas zakupy są radością, z racji możliwości posiadania nowego sprzętu. Niestety nie zawsze wszystko jest zgodne z naszymi oczekiwaniami, zresztą – sami przeczytajcie…Przyszło mi zrobić kolejne większe zakupy w świecie paralotniowym i jak widzę – bardzo niewiele się tu zmieniło, jeśli chodzi o kulturę pracy z drugim człowiekiem. Co może być tego przyczyną? Może to, że dilerów jest „milion”, a producenci, chociaż jest ich kilku, zachowują się jak monopoliści? Poniższy tekst jest naszym subiektywnym odczuciem tego, jak postrzegamy „transakcję życia”. Napisałem „naszym”, bo podpisują się pod tym 4 osoby z mojego otoczenia, bezpośrednio biorące udział w całej zakupowej przygodzie. Ile jednak może być podobnych przypadków w Polsce?

DECYZJA O ZAKUPIE SPRZĘTU

Założenie było proste. Mieszkamy w miejscowości typowo turystycznej, dostajemy liczne prośby o loty tandemowe – zarówno od lokalnej społeczności, jak i od turystów. Jako że uprawnienia i doświadczenie w lotach już mamy, chcieliśmy spełnić ich prośby i ruszyć w zbliżającym się sezonie. Niestety, nasza dziecięca naiwność dała nam popalić. Wybraliśmy się na ParaRudniki, by zrobić „skromne” zakupy i nabyć:

  • 3 trajki (2 tandemowe i 1 jednoosobowa)
  • 2 napędy thor 250
  • 1 skrzydło (tandemowe)
  • 2 duże zapasy do trajek
  • kaski, gadżety i inne duperele

Jeśli chodzi o zakup trajek, to wybór od razu był prosty – tylko AirOne. Raz, że można do nich doczepić każdy napęd. Dwa, że jakość ich wykonania to istne dzieło sztuki inżynierskiej – nie ma absolutnie do czego się przyczepić. Trzy, że sam producent to bardzo sympatyczny, otwarty i uczciwy człowiek. Z wyborem jednostki napędowej już nie jest tak prosto, bo producentów jest co najmniej kilku. Nam jednak zależało na mocy, a jak wiadomo, obecnie najmocniejszym z małych silników jest Thor250. Na stoisku AirOne zaczęliśmy dogrywać szczegóły zakupów. Porozmawialiśmy z jednym z dilerów firmy AirOne oraz z właścicielem, a następnie mieliśmy udać się do firmy sprzedającej napędy, z którą wcześniej nawiązaliśmy kontakt mejlowy. Chcieliśmy zobaczyć jej produkty na żywo i porozmawiać z właścicielem osobiście.

W trakcie tych negocjacji podszedł do nas instruktor i diler (z Białegostoku) z zupełnie innej firmy, której nie braliśmy zbytnio pod uwagę, i ciągnąc mnie za rękaw zapytał, wskazując palcem na trajkę AirOne: „Chcecie to kupić? Kupcie ode mnie – ja wam sprzedam dużo taniej, napędy też wam załatwię najtaniej”. Przyznam, że byliśmy lekko skołowani, ale powiedzieliśmy, że po targach wyślemy zapytanie ofertowe i jeśli oferta będzie atrakcyjna, to jest duża szansa, że transakcja dojdzie do skutku.

Po targach wysłaliśmy zapytania ofertowe w kilka miejsc i faktycznie – wspomniany wcześniej diler-instruktor miał bardzo korzystną ofertę na 2 całe zestawy (trajka-napęd) oraz trajka jednoosobowa. Do tego mieszkał 100 km od nas, był miły i sympatyczny, zatem zapadła decyzja, że bierzemy od niego.

PROCEDURA ZAKUPOWA

Przed zamówieniem sprzętu chcieliśmy, by ów diler nas przewiózł na swojej trajce, by zobaczyć, jak zbiera się do lotu Thor250. Trajkę miał nieco inną niż zamawiana przez nas, (ale o podobnej wadze), za to silnik ten, który nas interesował. Z przelotem nie było problemów. Zapadła ostateczna decyzja: bierzemy.

Podczas zamawiania sprzętu u wspomnianego dilera połączyliśmy się w trybie głośnomówiącym z samym producentem napędów z Gdyni. Uzgodniliśmy telefonicznie, że napędy będą latać w trajkach. Ponadto chcieliśmy śmigło dające największy możliwy ciąg (helix 140 cm ) oraz odpowiedni pod pracę w trajce kosz (co najmniej 150 cm). Zaznaczyliśmy, że bardzo zależy nam na czasie, bo sezon praktycznie się już zaczyna. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że napędy będą gotowe w 2 tygodnie. Trajki miały być od innego producenta niż napędy: od samego początku obstawialiśmy AirOne.

Pomyślałem sobie – bardzo fajna transakcja, szybko, sprawnie, bezboleśnie i co najważniejsze – krótki czas oczekiwania. Wpłaciliśmy więc spore zaliczki i uradowani pojechaliśmy do domu. Kilka dni po zamówieniu poprosiłem, by diler zapytał producenta napędów, czy jest w stanie wstawić nam uprzęże firmy Dudek Paragliders, za które, jeśli będzie trzeba, możemy dopłacić. Zapytaliśmy też, o ile wydłuży się termin realizacji zamówienia w przypadku interesujących nas uprzęży.

Na odpowiedź czekaliśmy 5 DNI! 
Zdecydowaliśmy w końcu, że pozostaniemy przy uprzężach standardowych.

PO DWÓCH TYGODNIACH
Dostaliśmy trajkę jednoosobową oraz informację, że tandemowe będą za tydzień. Nadeszła też wieść o napędach. Dowiedzieliśmy się, że poczekamy na nie jeszcze tydzień, ponieważ przez nasze pytanie o uprzęże, procedura produkcji napędów została wstrzymana właśnie o te 5 dni. W rzeczywistości nikt z nas nikogo nie wstrzymywał – tylko zapytaliśmy o możliwość wymiany uprzęży, lecz bez jakiegokolwiek wstrzymywania. Pomijam fakt, że dla mnie zajęło 3 minuty, by dowiedzieć się bezpośrednio u Dudka, ile czeka się na te uprzęże. Usłyszeliśmy od dilera kolejne zapewnienie, że „wtorek-środa napędy będą u Was”. Nadeszła środa (czyli dokładnie 3 tydzień od zamówienia) i diler oznajmił, że napędy są już gotowe, ale sami musimy je sobie odebrać u producenta (400 km od nas) lub… poczekać kolejny tydzień na przesyłkę, bo właśnie są zawody w Legnicy i nie będzie miał kto nam tego wysłać.

Od zamówienia do tej informacji minęły 3 tygodnie z opcją, że napędy dostaniemy w sumie po 4 tygodniach. Nasza reakcja na tę cudowną wiadomość i wizję jechania po sprzęt 400 km (zgodnie z umową miały być nam dostarczone) była taka, że powiedzieliśmy dilerowi, że albo wywiąże się z umowy i tak już przeciągniętej, albo rezygnujemy z transakcji. Czekamy na napędy do piątku (przypominam, że wtorek-środa miały być u nas). Przyznać trzeba, że sprzedawca stanął na wysokości zadania i przywiózł nam
sprzęt w piątek. Przy okazji nasłuchaliśmy się jeszcze, ile to on musi teraz rzeczy przełożyć i zostawić, żeby nam to dostarczyć, ale (chwała mu za to) dostarczył.

ŚMIECH PRZEZ ŁZY
Podekscytowani rozpakowaliśmy sprzęt i naszym oczom ukazało się… INNE ZAMÓWIENIE! Zamawialiśmy śmigło dające największy możliwy ciąg, czyli 140 cm (część producentów daje takie śmigła zwłaszcza pod trajki) i kosz min. 150 cm – najchętniej 2 ringowy, zasłaniający śmigło. Dostaliśmy lekki kosz 140 cm i śmigło 130 cm. W dodatku śmigło wystawało poza kosz z 10 cm, a prosiliśmy o zestaw bezpieczny do zamontowania w trajkach. W takiej konfiguracji istniało ogromne niebezpieczeństwo pocięcia linek przy starcie lub ich wkręcenia.

Konsternacja i telefon do producenta (tryb głośnomówiący). Usłyszeliśmy, że to najlepszy zestaw i że nie montują większych śmigieł do tych napędów. Cóż, 3 tygodnie temu mówiono nam co innego. Następnie nasz rozmówca stwierdził, że jeśli nam te napędy się nie podobają, to diler je od nas zaraz zabierze i po sprawie. No tak, a co z zaczynającym się sezonem? Co z kolejkami ludzi do latania tandemowego? Rozumiem, że producent nic na tym nie traci, bo puści to komuś innemu, ale my tracimy cenny czas i sezon turystyczny.

Ustaliliśmy więc, że jeśli podczas testów nie będzie się to sprawdzało, to producent zmodyfikuje ten sprzęt pod nasze początkowe zamówienie w trybie przyspieszonym. Po rozłączeniu się z producentem diler przypomniał sobie naszą rozmowę sprzed 3 tygodni i sam pochwalił się, że u siebie w trajce ma śmigło 140 cm. Cóż, tylko lekko uśmiechnąłem się pod nosem, ale nie był to uśmiech rozkoszy.

Test

Jeden z napędów pozostawiliśmy nietknięty w suchym, murowanym garażu. Drugi poddaliśmy trzem bardzo spokojnym lotom testowym, trwającym po ok. godziny każdy. Oto co wyszło podczas testów:

  1. WĘŻYKI OD PALIWA cieknące i samoczynnie wypadające. Od samego początku jeden wężyk był wyciągnięty z gaźnika, nie zauważyliśmy tego, bo spodziewaliśmy się, że sprzęt jest gotowy do lotu. Podczas pompowania paliwa przed uruchomieniem fontanna benzyny wytrysnęła z miejsca, gdzie miał siedzieć wężyk i zalała licznik motogodzin oraz uprząż. Czyli na dzień dobry jeszcze przed odpaleniem mieliśmy siedzisko w benzynie i…
  2. PRZEŻARTY PALIWEM LICZNIK. Przy wycieraniu licznika (i ramy napędu) okazało się, że został on przeżarty i na obudowie zostały ślady zmatowienia. Estetyka mocno naruszona, a napęd jeszcze nie był w górze.
  3. OBRYZGANY CIECZĄ SILNIK. Wyprowadzenie wężyka od chłodnicy prosto na silnik. Nadmiar płynu w chłodnicy po każdych trzech lotach „zarzygiwał” silnik i tłumik białą cieczą, wyglądało to bardzo nieestetycznie. Wiemy, że w innych konstrukcjach na bazie tego silnika ten wężyk wyprowadzany jest poza zasięg silnika czy tłumika.
  4. ODLEGŁOŚĆ ŚMIGŁA OD WĘŻYKA CHŁODNICY to ok 1cm – tu chyba komentarz jest zbędny. Zwłaszcza że chłodnicę przyczepiono do ramy na elastycznej blaszce i jak się ją lekko naciągało w stronę śmigła, to wężyk dotykał śmigła.
  5. MASAKRUJĄCA SZARPANKA. Odbijająca szarpanka, o której nam wspominano i która – mimo zastosowania się do instrukcji odpalania – zrobiła wgniecenie w chłodnicy przy drugim locie. W innych konstrukcjach tego typu szarpanka umieszczona jest z boku i nie ma szans dotrzeć do chłodnicy, jeśli już odbija, to wali w uprząż. Poobijała też kilka razy pilota przy próbach odpalania, choć wszystko robione było zgodnie z instrukcjami..
  6. MOCOWANIE MANETKI. Odpadające uchwyty od węża manetki przyczepione na małe opaski typu „tyrtki”, które w 3 locie same się pourywały.
  7. NIESPASOWANY KOSZ, który był… niespasowany i zakładanie jego było bardzo kłopotliwe.
  8. PODZIAŁKA ZBIORNIKA a właściwie jej brak. Za to na całym napędzie w wielu miejscach, na śmigle i zbiorniku poumieszczano reklamę producenta. Skoro dało się poprzyklejać wszędzie te naklejki, to może dałoby się nakleić też prostą podziałkę na zbiornik, właśnie w formie naklejki?

Zamawiając napędy tej klasy od firmy o takiej renomie, spodziewaliśmy się dużo lepszej jakości wykonania całego sprzętu. Przez wszystkie rozmowy z producentem ciągle słyszeliśmy o zawodach, zawodnikach i to był główny punkt odniesienia. Natomiast my wielokrotnie zaznaczaliśmy, że te sprzęty nigdy nie będą latały na żadnych zawodach, bo nas to nie interesuje i że potrzebujemy je pod bezpieczne trajki 2 osobowe. To miała być kompaktowa limuzyna a nie zawodniczy, odchudzony bolid. Wymagaliśmy porządnego,
chroniącego linki kosza oraz dużego śmigła dającego odpowiedni ciąg, a chyba w ferworze tego zawodniczego szału producent zapomniał o zwykłych użytkownikach.

Czy naturalne jest to, że klient po zakupie nowego napędu ma sam zakładać opaski na wężyki, montować osłonę do masakrującej szarpanki, wyprowadzać wężyk, z którego w każdym locie wali biała ciecz na silnik i tłumik lub po trzecim locie sam ma kombinować, gdzie przyczepić wąż od manetki? Natychmiast po tym wszystkim zdecydowaliśmy się, że albo oddajemy te napędy, albo niech producent to poprzerabia. Tylko ile to będzie znowu trwało i kosztowało?

Producent telefonicznie zapewnił nas, że wypadające i cieknące przewody paliwa to nic strasznego i że tak może być, bo to są odpusty i nie mają wpływu na bezpieczeństwo lotu (ciekawe jak wytłumaczyć pasażerowi ten smród świeżego paliwa przy ciepłym silniku). Powiedział też, że odległość 1 cm węża od chłodnicy między śmigłem to norma i że tu nic się nie stanie. Na temat węża rzygającego płynem borygo na silnik i tłumik wypowiedział się, że to normalne przy pierwszym locie (u nas rzygał w każdych trzech lotach) i
że wystarczy przetrzeć silnik szmatką. Odnośnie szarpanki walącej gdzie popadnie, między innymi w chłodnicę, stwierdził, że nie umiemy odpalać i musimy się tego nauczyć. Zapytałem, czy kosztem chłodnicy, której cena to 1500 zł? Przemilczał. Na temat mocowania manetki tylko się zaśmiał, a o koszu wspomniał, że tak ma być, bo on działa jak skorupka jajka – ma być sztywny przy wywrotce, a dwuringowy tego nie wytrzyma. Powiedzieliśmy, że wywrotki bierzemy na klatę i wolimy mieć całe linki przy starcie.

NIEWYGODNY KLIENT TO ŚWIADOMY KLIENT

Producent napędów zaproponował, że jak nam się nie podobają, to możemy je zwrócić, a na decyzje mamy jeden dzień. Nasze reklamacje porównał do sytuacji takiej: „Jak byście zamawiali nowe auto z salonu i ptak nasrałby na szybę, to mielibyście pretensje do salonu o to”. Cóż – dla nas to mało zabawne porównanie. Dowiedzieliśmy się też, że woli zabrać od nas te napędy i oddać zaliczki, niż mieć „takich klientów”, którzy „zdarzają mu się kilka razy w roku” i z nimi są potem same problemy. „Takich”, czyli jakich? Dbających o jakość i dotrzymywanie umów? Chcących w dobrej atmosferze wydać swoje pieniądze? Takich, którzy wiedzą, czego chcą i mają większą świadomość niż nieopierzony kursant, któremu wszystko da się „wytłumaczyć” lub wcisnąć?

W tym roku mija 15 rok jak intensywnie latam na paralotni, od 5 lat używam sprzętu Nirvany, firmy, która bardzo przyzwyczaiła mnie do jakości i wysoko podniosła poprzeczkę. Naprawdę sporo już widziałem w tym światku i mam sprecyzowane oczekiwania co do zakupów.

Jak wspomniałem wcześniej – oddanie sprzętu oznaczało wejście z lotami tandemowymi po sezonie, bo żaden inny producent nie wystrugałby nam napędów naprędce. Postanowiliśmy, że zostawimy sobie te napędy pod warunkiem, że producent przebuduje je wedle naszych początkowych preferencji: chcemy większe śmigło, większy i dwuringowy kosz i inną ramę (bo do tej większy kosz podobno by nie pasował), szarpankę z innej strony – żeby nie waliła po chłodnicy i dodatkowo, za co dopłacimy, elektrostarter. Poprosiliśmy go o wycenę tych modyfikacji przy założeniu, że mamy teraz nietknięte śmigła i kosze, które poszłyby na wymianę.

Jeśli wycena oraz czas realizacji byłyby przez nas akceptowalne, to zostawilibyśmy sobie te sprzęty. Jeśli nie, to gotowi byliśmy je oddać. Wycena za modyfikacje miała nadejść tego samego wieczora lub następnego dnia rano. Nie nadeszła w ogóle. Dwa dni potem zapadła kolejna decyzja…

ZACHWYT
Trzy dni po otrzymaniu napędów i już po testach dostaliśmy nasze trajki dwuosobowe. Przywiózł nam je osobiście producent i właściciel firmy AirOne. W miłej atmosferze zostały zmontowane i zaprezentowane.

Powiem tyle: jeśli jest gdzieś jakiś wzór na doskonałą jakość wykonania, estetykę, funkcjonalność, wygodę, ergonomię i dbałość o szczegóły, to trajki firmy AirOne są tym wzorem. Gdyby wszyscy producenci napędów robili swoje produkty z taką dokładnością, to świat paralotniowy byłby o wiele piękniejszy.

Jedyna firma paralotniowa, jaką do tej pory znałem i która mogła poszczycić się podobnie doskonmałym wykonaniem swoich produktów to Nirvana (wiem, bo używam ich sprzętu od ponad 5 lat). Tym bardziej było mi miło zobaczyć rodzimy produkt o takiej jakości. AirOne to majstersztyk.

NIESPODZIEWANA DOPŁATA
Doszedł jeszcze jeden wątek w tej całej sprawie. Diler odezwał się do nas po akcji testowej i naszej rozmowie z producentem i powiedział, że walnął się przy wycenie zestawów o 1300 zł od osoby i jeśli mamy je sobie zostawić nawet po modyfikacji u producenta, to powinniśmy mu dopłacić te pieniądze. Najchętniej jednak by od nas zabrał sprzęt i oddał producentowi, a ten miałby dla nas przygotować nową (dobrą) cenę, powiększając ją o koszt uzgadnianych modyfikacji. Tego już zupełnie nie rozumiem. Pracuję w usługach dość długo i czasem też zdarza mi się źle wycenić jakieś zlecenie, ale moją pomyłką nie próbuję obciążać innych. Jak widać są różne szkoły.

ATMOSFERA
Przed zakupem i wydaniem pieniędzy (zaliczki) byliśmy bardzo miło obsługiwani. Po wpłacie zaliczki staliśmy się intruzami, którzy „zawracają dupę” zbędnymi pytaniami. Rozmowy z dilerem stały się chłodne i często nerwowe. Nagle zrobił się bardzo zajęty. Aż strach pomyśleć, co byłoby przy ewentualnym serwisowaniu sprzętu.

Wydawanie pieniędzy na wymarzony zakup powinno przynosić frajdę. W tym przypadku cała ta procedura i rozmowy na linii diler-producent dostarczyły tylko narastającej frustracji i rozczarowania. W XXI wieku zakupy powinny być przyjemnością, a nie udręką.  Zwłaszcza, gdy kupuje się coś, co pomaga nam realizować własne pasje. Czy nie prościej byłoby uświadomić nas na samym początku, że poczekamy 5 tygodni i wysłać nam napędy po miesiącu? Oraz dokładniej pochylić się nad sporządzaniem oferty cenowej? Dzięki temu nie byłoby tych wszystkich dziwnych rozmów. Poza tym – my, jako klienci, bylibyśmy bardzo zadowoleni i wdzięczni, że mamy sprzęt przed czasem.

Pracuję w usługach z ludźmi 15 lat i też działam na zasadzie zamówień i przekazywania gotowego produktu w określonym czasie.

Zasady, których się zawsze trzymam są proste:

  • na realizację daję zawsze termin o wiele dłuższy, niż realnie może mi to zająć, jeśli mam bardzo dużo zleceń i wiem, że będzie poślizg czasowy, informuję o tym klienta ze sporym wyprzedzeniem oferując mu darmowe tipy,
  • klient zawsze wychodzi ode mnie zadowolony i chętnie do mnie wraca – nawet wówczas, gdy coś oddałem po terminie.

EPILOG
Całe to zamieszanie z niewłaściwym zamówieniem, testowaniem i dopłatą, brakiem na czas wyceny modyfikacji sprzętu oraz te wszystkie rozmowy (nieraz nerwowe) zmęczyły nas na tyle, że postanowiliśmy oddać cały sprzęt – i napędy, i trajki. Jako że napęd i trajka to dwóch innych producentów, usłyszeliśmy jeszcze od dilera, który czuwał nad całością zamówienia  „co nam nie pasuje w trajkach ?”. Odpowiedzieliśmy, że „wszystko nam pasuje w trajkach, ale po co nam same trajki bez napędów” ? Braliśmy pod uwagę jeszcze innych producentów na bazie Thor250, ale to kolejne 5 tygodni czekania (czyli sezon turystyczny 2015 i tak mamy „pozamiatany”).

Diler bez najmniejszych problemów przyjechał do nas, wszystko spakował, wypłacił nam zaliczki i odjechał w sobie tylko znanym kierunku. Najbardziej żal było oddawać trajkę, produkt niezwykle wykonany i piękny sam w sobie.

Mamy nadzieję, że takie rozejście się oczyści całą sytuację na linii: producent-diler i nie do końca zadowolony z produktu klient. No cóż – wróciliśmy do punktu wyjścia, bogatsi o kolejne doświadczenie. Bez sprzętu, z zaliczkami na koncie i z masą obiecanych lotów tandemowych przełożonych na nie wiadomo kiedy. Opis całej tej sytuacji nie ma na celu oczerniania kogokolwiek, jest to obraz niedoszłej transakcji widzianej naszymi oczami i odczuwanej naszymi sercami i mam nadzieję, że jest to zaproszenie do zmian: w sposobie obsługi klienta,  w jakości produkowanego sprzętu, w podejściu do zamówień z uwzględnieniem  indywidualnych potrzeb klienta-pilota, obojętnie czy nowicjusza, czy tego z doświadczeniem.  Może to sygnał, by podobnie jak przy zakupie motoru czy samochodu – wprowadzić standard umowy kupna i sprzedaży, która reguluje terminowość i precyzuje zamówienie.  Nie mamy urazy ani do dilera, ani do producenta i życzymy im jak najlepiej. Być może wszyscy chcieli dobrze, ale wyszło jak wyszło. Coś się kończy, coś się zaczyna.

Michał Chilmon

Odpowiedź Tomasza Kudaszewicza można przeczytać tu: https://www.paramotor.com.pl/tomek-kudaszewicz-odpowiedz1/

Dodaj do zakładek Link.

19 odpowiedzi na „Trudne zakupy, czyli nie tak łatwo jest nabyć upragniony sprzęt

  1. Danusia komentarz:

    Będąc świadkiem całej tej zakupowej sytuacji, po przeczytaniu kilku „ciekawostek”, postanowiłam zabrać głos w sprawie która mnie dotyczy. Mam na imię Danusia, jestem jedną z czwórki osób wymienionych przez Michała w artykule, i zamiast oblatywać z Michałem nowy sprzęt, oblatuję Wasze teksty…
    Po pierwsze, domyślam się że opisana przez Michała sytuacja dla niektórych doświadczonych osób nie jest niczym nowym, ale nikt wcześniej nie podzielił się swoimi przeżyciami ku przestrodze innych i tak owo doświadczenie każdy nabywać musiał sam. A kiedy wreszcie Michał postanowił sprawę opisać, w najwłaściwszy dla siebie sposób, bez podawania szczegółowych personaliów, adresów, stanu konta i rodziny, to nagle sprawa jest „gówniana” lub wymyślona na potrzeby podniesienia czytliwości strony- to na forum, natomiast poza forum docierają do nas różne historie…
    Po drugie, w całej transakcji nikt nie szukał niczego „tanio i dobrze”, natomiast normalnym wydaje mi się fakt, że jeśli ktoś sam z siebie, nienaciskany, proponuje atrakcyjną ofertę to raczej nie szuka się od razu podejrzliwości i luk. Nikt z nas nie jest dilerem, więc nie nam było oceniać czy dana oferta jest prawidłowy wyliczona, czy nie…
    Faktem też jest, że bez względu na porównania z przeogromnym rynkiem rowerowym czy samochodowym, zakupy sprzętów do latania nie były groszowe, to nie jest wydawanie 200zł na waciki, a całkiem konkretnej sumy, więc i oczekiwania co do traktowania klienta jak należy są jak najbardziej uzasadnione. Tym bardziej, jeśli klienta wie czego chce, a nie co mu inni narzucą, dokładając przy tym „bo tak ma być”.
    Przy rozmowie telefonicznej z producentem napędów było dużo konkretów i zapewnień o solidności pracy, natomiast przy zwróceniu uwagi na szczegóły, które rozmijają się z tą solidnością (np. wypadający wężyk, czy bryzgająca na silnik płynem chłodnica), nagle stajemy się tymi, którzy się czepiają…
    Do tego dochodzi teraz obrazek skrzywdzonego przez nas dilera. Niestety dilera, który w odpowiedzi na nasz artykuł dorzucił kilka rzeczy tak, aby podkręcić tę atmosferę pokrzywdzenia.
    Tomku, nikt nie umawiał się z Tobą przed ParaRudnikami na żadne zakupy- ani wstępnie, ani telefoniczne, ani jak najtaniej.
    Na ParaRudnikach owszem, rozmawiałeś z chłopakami na temat zakupów, od razu proponując je u siebie taniej.
    Dostaliśmy od Ciebie atrakcyjną ofertę wycenioną przez Ciebie i być może zabrakło Ci w tej wycenie uważności, skoro dopiero po kilku tygodniach zorientowałeś się, że nie jest ona dla Ciebie korzystna. Gdzie w tym nasza wina… ?
    Co do lotów testowych to nijak doliczyć się nie mogę tych trzech osób. Owszem, przyjechaliśmy do Ciebie we trójkę, owszem latał z Tobą Zbyszek, bo tak się wcześniej umówiliście, sam natomiast zaproponowałeś mi lot, za który Ci podziękowałam. Gdybym była w ciąży to na upartego faktycznie byłyby to trzy osoby, a tak… Nikt nie mówił o lataniu za darmo, ale Ty nie wspominałeś że mamy Ci płacić za te loty. Wystarczyło powiedzieć , że ta okazja kosztuje, określić jasno sytuację, zamiast sprawy zapłaty w ogóle nie poruszyć, a teraz nagle wylewać skrywane wcześniej żale.
    Uderzył mnie też czas realizacji- w rozmowie z producentem napędu każdy z nas słyszał od razu o dwóch tygodniach i było to miłym zaskoczeniem, nie usłyszeliśmy choćby cienia wątpliwości co do terminu max. 14 dni, wręcz powiedziane to było z dumą, że „dwa tygodnie i sprzęt będzie u was”, a teraz czytam: „Sprzęt jest u klienta już w 23 dniu od zamówienia […]” Mistrzostwo! Może nawet świata…
    Całą ta sytuacja z zamówieniami, zakupami była drogą na rolkach po brukowanym chodniku.
    Oby każdy z niej wyniósł lekcje dla siebie, które zostaną odrobione i zaprocentują z korzyścią na przyszłość dla tego, czym się każdy zajmuje. Nas nauczyły sporo, i tym chcieliśmy się z innymi podzielić. Najlepiej jak umieliśmy.

  2. klon komentarz:

    Kurdę a ja kilka dni temu zamówiłem AIRONE Solid u Waltera plus kosz plus uprząż i podesłałem mu swój ukochany napędzik pod wzór. Ciekawe czy też będzie taka jazda jak z Michałem i pozostałymi chłopakami z Augustowa oraz tamtejszym dilerem? Mam nadzieję,że nie i odpiszę Wam,że na mojego sprzedawcę mozna liczyć jak na Zawiszę. Poczekamy ,zobaczymy.
    POZDRAWIAM.

    • klon komentarz:

      Proponuję zawsze robić filmiki i umieszczać na YOU TUBE /UNBOXING-czy jak to zwą?!/. Ja tak robię i w razie czego mam podkładkę. Robią to dla telefonów,kamer to dlaczego nie dla sprzętu od którego czasem zdrowie a nawet życie/jak praktyka pokazuje/ zależy.
      Tylko tak podpowiadam.

      • Michał komentarz:

        Bardzo dobry pomysł. Raz, że można zrobić taki filmik a dwa wprowadzić umowę KUPNA/SPRZEDAŻY napędów. W której i termin i to co zamawiamy jest dokładnie wyszczególnione.

        • klon komentarz:

          Jak obiecałem tak też i czynię.Mój diler sprzęcicha paralotniowego Walter Wociechowski ,jak zwykle staną na wysokości zadania i z czystym sumieniem mogę go Wam polecić.
          Wózek airone.pro ,kosz dedykowany pod górny zbiornik oraz nowiutka /śliczniutka/ uprząż APCO dla PPG przyszły w ustalonym terminie. Solidnie opakowane. Szukałem najmniejszej ryski na lakierze /lub gdzieś/ i nie znalazłem.Spawy wyglądają na solidne /a nie jak w niektórych ledwo co nakapane spoiwem/ dotyczy to zarówno wózka jak i kosza.Uprząż jak to w APCO ze wszystkim towarem ich produkcji bez najmniejszych zastrzeżeń.Wszystko razem zostalo przez Waltera spasowane i wyregulowane pod moje gabaryty /fizjonomię/.Po podwieszeniu kontrolnym nie było już co poprawiać.Wózek składa się i rozkłada szybko.Fantastyczna przy tym wręcz zabawa.Warunu brak -silna termika.Obecnie katuję całość jeżdżąc po startowisku tam i z powrotem.Dziś planowane próby stawiania skrzydła i kontroli podczas jazdy.Za dzień-dwa pierwsze stary. Wniosek-na Walterze polegaj jak na ZAWISZY! Oby tak dalej.Ja Wam Waltera polecam. /film tzw.unboxing i obloty będzie na Y.T/.Pozdrawiam

          • klon komentarz:

            Zapomniałem dodać iż wszystko zostało dogadywane e-mailowo i poprzez sms. Kontakt wzorcowy.

  3. Leszek Klich komentarz:

    Otrzymałem od Tomasza Kudaszewicza tekst odpowiedzi na temat powyższego artykułu.

    Nazywam się Tomek Kudaszewicz i jestem „dilerem z Białegostoku”.

    W nawiązaniu do artykułu i toczącego się wątku chciałem zabrać głos, gdyż nie mogę zgodzić się z przedstawionym jednostronnie opisem zdarzeń, który stwarza nieprawdziwy obraz całej sytuacji Nie udzielam się na grupie paralotniowej, ale w tym wypadku nie mam innego wyjścia.

    Chciałbym, byście zapoznali się z moim opisem . Być może wówczas okaże się, że komentarze, jakie padają na mój temat niekoniecznie są zgodne z prawdą.

    Dwa tygodnie przed Pararudnikami w Częstochowie, Pan Michał zadzwonił do mnie z propozycją, by zrobić u mnie uprawnienia na wózek, a przy okazji zakupić sprzęt – czyli „miło wydać pieniądze” – najlepiej jak najmniejsze.

    A co napisał w artykule?

    Sytuacja z Częstochowy: „… podszedł do nas instruktor i diler (z Białegostoku) z zupełnie innej firmy, której nie braliśmy zbytnio pod uwagę i ciągnąc mnie za rękaw zapytał, wskazując palcem na trajkę Airone: „Chcecie to kupić? Kupcie ode mnie…”

    Jak brzmi stwierdzenie, że ja go ciągnę za rękaw ? Czy jestem namolnym sprzedawcą? Otóż nie! W normalny sposób kontynuuję zaczętą kiedyś rozmowę przez Pana Michała! Przecież w tej sprawie wcześniej już do mnie dzwonił !

    W artykule pana Michała sytuacja wygląda tak, jak gdybym to ja namówił jego i jego kolegę na Thora 250.

    W rzeczywistości podczas dyskusji podpowiadałem zgodnie z doświadczeniem, by Panowie zakupili dużo mocniejszą trajkę z silnikiem mocniejszym od Thora 250, gdyż jeden z panów waży ok. 100 kg. Mimo wszystko, po kilkudniowym namyśle dzwonią do mnie i twierdzą, że jednak zdecydowali się na Thora 250 i proszą mnie o przewiezienie ich na moim sprzęcie tandemowym. Oczywiście najlepiej za darmo – w ramach lotu testowego. Przekładam więc inne zajęcia i spełniam prośbę moich klientów – wykonujemy 3 loty testowe z trzema osobami – także na ich skrzydle.

    Po lotach proponowałem również trajkę tego typu , na której sam latam z Thor 250, lecz klienci stwierdzają, że chcą inną, na podwoziu Airone oraz napęd z silnikiem Thor 250. Wymogiem transakcji jest dobry serwis oraz krótki czas realizacji zamówienia. Z czystym sumieniem polecam więc napęd firmy EC-Extreme z Gdyni i informuję klientów, że czas realizacji zamówienia wyniesie około 2 tygodni.

    Zamówienie rusza, lecz po kilku dniach Pan Michał oraz Pan Zbyszek dzwonią do mnie stwierdzając – tu cytat: „Tomasz chcemy, aby nasze napędy miały inne uprzęże – Dudka”. W odpowiedzi od razu uświadamiam ich, że ten ruch może znacznie opóźnić termin realizacji. Klient oznajmia: „dowiedz się i podejmiemy decyzję” – CZYLI NIC NIE JEST PEWNE CO ZECHCE ZROBIĆ KLIENT, PRZEZ CO ZAMÓWIENIE WSTRZYMUJE SIĘ AUTOMATYCZNIE. – Oczywiście Pan Michał ze swojego punktu widzenia twierdzi, że nie wstrzymywał produkcji i że ma prawo być niezadowolony ze zmiany terminu.

    W artykule Pan Michał drwi, że sam dowiedział się w 3 minuty o terminie uszycia uprzęży od Dudka – (oczywiście Dudek odpowie każdemu jaki jest termin realizacji świeżo złożonego zamówienia). Procedura jest jednak znacznie bardziej skomplikowana: producent napędów może mieć wcześniej zamówione kilka sztuk i czas realizacji może być zupełnie inny – krótszy, producent napędów musi również sprawdzić czy te uprzęże nie są już komuś innemu obiecane. To wszystko zajmuje czas. Dodatkowo mamy środek sezonu i przygotowania do slalomowych mistrzostw świata w Legnicy, na które każda firma wysłała dużą część personelu. Co poniektórzy zamykają firmy i jadą do Legnicy z całym personelem. Mówię tu o trudności dodzwonienia się gdziekolwiek, a tyle co Pan Michał dowiedział się w 3 minuty – ja to wiedziałem bez dzwonienia do firmy Dudek i od razu o tym poinformowałem. Stąd konkretną odpowiedź na temat uprzęży dostaję dopiero po 5 dniach i klient decyduje się na wersję pierwotną. Wznawiam więc zamówienie, lecz naturalnie termin zmienia się na trzy tygodnie.

    Sprzęt jest u klienta już w 23 dniu od zamówienia, w dodatku napędy przyjechały jako pierwsze, na trzy dni przed wózkami! Natomiast w artykule Pan Michał myli lub pomija ten ważny fakt, oczerniając producenta napędów oraz pośrednio mnie jako dystrybutora. Przecież terminy zostały dotrzymane!

    Jeżeli chodzi o kontakt klient-sprzedawca to panowie wcześniej przed dostarczeniem sprzętu wydzwaniali setki razy z różnymi dodatkowymi sprawami, pytaniami itp. Cierpliwie i uprzejmie odbierałem telefony, chociaż nie zawsze było to łatwe, gdyż prowadzę szkolenia. Mając kursanta w powietrzu nie odbieram telefonów, zrozumiałe jest również, że na maile odpowiadam z opóźnieniem.

    Gdy dostarczyłem napędy poprosiłem o dalszą wpłatę pieniędzy, gdyż zaliczki nie pokrywały wartości napędów, na co usłyszałem słowa – „nie zapłacimy dopóki nie dostaniemy wózków.” Panowie nie chcieli mi zapłacić za pozostawiony u nich bardzo drogi towar, stawiając mnie w bardzo trudnej i niepewnej sytuacji. Mimo wszystko pozostawiłem sprzęt u klienta – ufając, że rozliczy się ze mną w późniejszym terminie. Klienci testowali jeden napęd i nawet zadzwonili do mnie, że są bardzo zadowoleni ze startów z nóg.

    Panowie zmieniali zdanie, jednego dnia oznajmiają mi, że znaleźli 8 różnych punktów w konstrukcji napędów, co do których mają zarzuty ,drugiego dnia już tylko jeden, twierdząc, że producent wytłumaczył im słuszność stosowanych przez niego rozwiązań.. Raz panom pasuje, raz nie i tak w kółko. Mogli sobie na to pozwolić, przecież nie zapłacili mi całej kwoty za napędy, trzymając mnie w szachu. Zostałem postawiony w dość niezręcznej sytuacji i sam nie wiedziałem, jak z niej wybrnąć. W związku z ciągłym niezadowoleniem klienta, osobiście zaproponowałem wycofanie się z tej transakcji.

    Postanowiłem odzyskać sprzęt, który był już nieco uszkodzony: wgnieciona chłodnica, stopiony zegar i zakończyć tę transakcję „mego życia”. Czekam jeszcze na odesłanie mi przez klienta gwarancji oraz dodatków, które otrzymali.

    Podsumowując: Nie mam sobie nic do zarzucenia – i potwierdził to Pan Michał oraz jego kolega, gdy odjeżdżałem ze sprzętem – Cytuję: „Tomasz nie mamy do ciebie pretensji, stanąłeś na wysokości zadania.”

    Zastanawiam się jeszcze nad jedną kwestią. W artykule Pan Michał pisze o stratach z powodu długiego czasu realizacji i „kolejkach ludzi do latania tandemowego”. Tylko jak ci Panowie chcieli przewozić pasażerów, skoro nie mają uprawnień na wózki ? – a domyślam się tego, gdyż jeszcze kilka dni temu, w trakcie transakcji mówili, że chcą zrobić uprawnienia na wózek właśnie u mnie. I jeżeli tak jest, to jakie straty liczą jeżeli nie mogą i nie mogli wozić pasażerów na wózkach. Ale to oczywiście ich sprawa oraz ich ryzyko (a raczej ich pasażerów).

    TROCHĘ TO WSZYSTKO DZIWNE, A JA OSOBIŚCIE CZUJĘ SIĘ POSZKODOWANY, WYKORZYSTANY I JESZCZE NA KONIEC KTOŚ PRÓBUJE ZEPSUĆ MI REPUTACJĘ.

    A co do Producenta napędów EC-Extreme uważam, że jest firmą godną polecenia.

    Pozdrawiam Wasz mistrz świata Tomasz Kudaszewicz

    • Michał komentarz:

      Zostałem wywołany do tablicy więc jestem.

      Po przeczytaniu odpowiedzi Tomka – potwierdza się tylko obraz dilera jaki pozostawił nam po tej transakcji – niejasność, kombinacje i poplątanie.
      Do tego odnoszę wrażenie, że Pan Tomek nie czytał artykułu lub czytał go „na kolanie” – podobnie jak robił nam zamówienie w którym potem „się walną” o 2600 zł. Może większa uważność była by tu receptą na wyeliminowanie takich rzeczy ?

      Do rzeczy:
      Kilka kłamstewek i nieścisłości

      1. Dwa tygodnie przed Pararudnikami w Częstochowie, Pan Michał zadzwonił do mnie z propozycją, by zrobić u mnie uprawnienia na wózek, a przy okazji zakupić sprzęt – czyli „miło wydać pieniądze” – najlepiej jak najmniejsze.

      Zadzwoniłem luźno zapytać ile kosztują uprawnienia na trajkę, bo mam wszystkie inne, między innymi CP i że nie wykluczam zakupów, ale jedziemy na Rudniki by podjąć ostateczną decyzję od kogo kupimy sprzęt.
      Jak widać Interpretacja Pana Tomka jest daleka od tego o co pyta go klient.

      2. proszą mnie o przewiezienie ich na moim sprzęcie tandemowym. Oczywiście najlepiej za darmo – w ramach lotu testowego. Przekładam więc inne zajęcia i spełniam prośbę moich klientów – wykonujemy 3 loty testowe z trzema osobami – także na ich skrzydle.

      To prawda – polataliśmy z Panem Tomkiem – opisałem to przecież w artykule („Przed zamówieniem sprzętu chcieliśmy, by ów diler nas przewiózł na swojej trajce, by zobaczyć, jak zbiera się do lotu Thor250.”) To prawda – nasłuchaliśmy się ile to Pan Tomek musi przekładać, żeby zrobić nam loty testowe. W każdej rozmowie to słyszeliśmy. Wykonane co prawda zostały 2 loty a nie 3 (jak pisze Pan Tomek), pomimo że przyjechaliśmy we trójkę. Latał Zbyszek i Danusia. Być może dla Pana Tomka 2 i 3 to to samo.

      3. Sprzęt jest u klienta już w 23 dniu od zamówienia, w dodatku napędy przyjechały jako pierwsze, na trzy dni przed wózkami! Natomiast w artykule Pan Michał myli lub pomija ten ważny fakt, oczerniając producenta napędów oraz pośrednio mnie jako dystrybutora. Przecież terminy zostały dotrzymane!

      Zachęcam Pana Tomka do przeczytania artykułu z większą uważnością. (cyt. z artykułu: „Od zamówienia do tej informacji minęły 3 tygodnie z opcją, że napędy dostaniemy w sumie po 4 tygodniach. Nasza reakcja na tę cudowną wiadomość i wizję jechania po sprzęt 400 km (zgodnie z umową miały być nam dostarczone) była taka, że powiedzieliśmy dilerowi, że albo wywiąże się z umowy i tak już przeciągniętej, albo rezygnujemy z transakcji. Czekamy na napędy do piątku (przypominam, że wtorek-środa miały być u nas). Przyznać trzeba, że sprzedawca stanął na wysokości zadania i przywiózł nam sprzęt w piątek. Przy okazji nasłuchaliśmy się jeszcze, ile to on musi teraz rzeczy przełożyć i zostawić, żeby nam to dostarczyć, ale (chwała mu za to) dostarczył.”)

      Po postawieniu sytuacji na ostrzu noża napędy zostały przywiezione dokładnie 3 tygodnie i 3 dni od daty zamówienia (czyli po 24 dniach). Warto by Pan Tomek dodał od siebie, że musieliśmy się przy okazji nasłuchać ile to on wyrzeczeń musiał zrobić żeby wyrobić się w terminie.
      Takie wzbudzanie poczucia winy w kliencie – nie wpływa wcale dobrze na miłe relacje.

      4. Jeżeli chodzi o kontakt klient-sprzedawca to panowie wcześniej przed dostarczeniem sprzętu wydzwaniali setki razy z różnymi dodatkowymi sprawami, pytaniami itp. Cierpliwie i uprzejmie odbierałem telefony, chociaż nie zawsze było to łatwe, gdyż prowadzę szkolenia.

      Widzę, że Pan Tomek znowu ma problemy z liczeniem. Zadzwoniliśmy 3-4 razy dopytać o szczegóły, głównie o terminowość która ciągle się przesuwała. Być może dla Pana Tomka 3-4 razy to to samo co „setki”.

      5. Gdy dostarczyłem napędy poprosiłem o dalszą wpłatę pieniędzy, gdyż zaliczki nie pokrywały wartości napędów, na co usłyszałem słowa – „nie zapłacimy dopóki nie dostaniemy wózków.”

      To już jest kłamstwo najniższych lotów. Napędy zostały dostarczone nam w piątek po południu. Zaproponowałem czy przelew możemy puścić wieczorem, w odpowiedzi usłyszałem, że „bez problemu, może być nawet w poniedziałek”.

      6. Panowie zmieniali zdanie, jednego dnia oznajmiają mi, że znaleźli 8 różnych punktów w konstrukcji napędów, co do których mają zarzuty ,drugiego dnia już tylko jeden, twierdząc, że producent wytłumaczył im słuszność stosowanych przez niego rozwiązań.. Raz panom pasuje, raz nie i tak w kółko. Mogli sobie na to pozwolić, przecież nie zapłacili mi całej kwoty za napędy, trzymając mnie w szachu.

      Jeszcze raz odsyłam do artykułu, mam wrażenie, że Pan Tomek zupełnie go nie czytał i to co pisze jest wytworem jego własnej wyobraźni – jeszcze raz cytuję artykuł: „Producent telefonicznie zapewnił nas, że wypadające i cieknące przewody paliwa to nic strasznego i że tak może być, bo to są odpusty i nie mają wpływu na bezpieczeństwo lotu (ciekawe jak wytłumaczyć pasażerowi ten smród świeżego paliwa przy ciepłym silniku). Powiedział też, że odległość 1 cm węża od chłodnicy między śmigłem to norma i że tu nic się nie stanie. Na temat węża rzygającego płynem borygo na silnik i tłumik wypowiedział się, że to normalne przy pierwszym locie (u nas rzygał w każdych trzech lotach) i
      że wystarczy przetrzeć silnik szmatką. Odnośnie szarpanki walącej gdzie popadnie, między innymi w chłodnicę, stwierdził, że nie umiemy odpalać i musimy się tego nauczyć. Zapytałem, czy kosztem chłodnicy, której cena to 1500 zł? Przemilczał. Na temat mocowania manetki tylko się zaśmiał, a o koszu wspomniał, że tak ma być, bo on działa jak skorupka jajka – ma być sztywny przy wywrotce, a dwuringowy tego nie wytrzyma. „

      Nie trzymaliśmy nikogo w szachu , gdyż Pan Tomek sam zaproponował, żeby przelew zrobić w poniedziałek. W piątek i sobotę wykonaliśmy 3 loty testowe o czym też napisałem w artykule.

      7. W związku z ciągłym niezadowoleniem klienta, osobiście zaproponowałem wycofanie się z tej transakcji.

      Z transakcji to wycofaliśmy się my po tym jak nie otrzymaliśmy od producenta na czas wyceny modyfikacji napędów pod pierwotne zamówienie oraz po tym jak Pan Tomek ogłosił: znowu cytuje artykuł: „NIESPODZIEWANA DOPŁATA – doszedł jeszcze jeden wątek w tej całej sprawie. Diler odezwał się do nas po akcji testowej i naszej rozmowie z producentem i powiedział, że walnął się przy wycenie zestawów o 1300 zł od osoby i jeśli mamy je sobie zostawić nawet po modyfikacji u producenta, to powinniśmy mu dopłacić te pieniądze. Najchętniej jednak by od nas zabrał sprzęt i oddał producentowi, a ten miałby dla nas przygotować nową (dobrą) cenę, powiększając ją o koszt uzgadnianych modyfikacji. Tego już zupełnie nie rozumiem. Pracuję w usługach dość długo i czasem też zdarza mi się źle wycenić jakieś zlecenie, ale moją pomyłką nie próbuję obciążać innych. Jak widać są różne szkoły.”

      I jeszcze jeden cytat: „Całe to zamieszanie z niewłaściwym zamówieniem, testowaniem i dopłatą, brakiem na czas wyceny modyfikacji sprzętu oraz te wszystkie rozmowy (nieraz nerwowe) zmęczyły nas na tyle, że postanowiliśmy oddać cały sprzęt – i napędy, i trajki.”

      8. Postanowiłem odzyskać sprzęt, który był już nieco uszkodzony: wgnieciona chłodnica, stopiony zegar i zakończyć tę transakcję „mego życia”.

      Z tematem chłodnicy czy stopionego zegara – warto byłoby się zwrócić do producenta który nie zabezpieczył wężyków od paliwa i zamontował szarpankę w takim miejscu, że ciężko było by uniknąć szkód – w normalnym użytkowaniu. Zresztą sam producent chwalił się nam, że też rozwalił sobie chłodnicę za pierwszym odpalaniem. Nie wiem czy jest to powód do dumy czy do zmiany w konstrukcji. Zresztą to też opisaliśmy w artykule.

      9. W artykule Pan Michał pisze o stratach z powodu długiego czasu realizacji i „kolejkach ludzi do latania tandemowego”.

      Urprawnienia na loty tandemowe mam od kilku lat i mam w tym już jakieś doświadczenie. Starty z nóg (ok 150 osób przewiezionych). Uprawnienia na wózek to nie PPL i można je zrobić w miarę szybko. Po za tym cały czas posiłkujemy się kolegami którzy latają już na trajkach i regularnie wożą pasażerów, chcąc ich odciążyć postanowiliśmy sami zająć się tym segmentem. Gdyby transakcja z Panem Tomkiem przebiegła pomyślnie to dziś bylibyśmy już w trakcie robienia uprawnień na wózki. A tak, w tym sezonie pozostanie nam machać chusteczką do odlatujących turystów w trajkach pilotowanych przez naszych kolegów.

      10. TROCHĘ TO WSZYSTKO DZIWNE, A JA OSOBIŚCIE CZUJĘ SIĘ POSZKODOWANY, WYKORZYSTANY I JESZCZE NA KONIEC KTOŚ PRÓBUJE ZEPSUĆ MI REPUTACJĘ.

      Panie Tomku. Nie mamy do Pana ani do producenta żadnych uraz. Nasz artykuł jest zwróceniem uwagi na zjawisko jakie niestety występuje i jakie Pan serwuje swoim klientom. Jest też sygnałem dla producenta – że warto może jeszcze raz przemyśleć rozwiązania w swoich produktach, wszak świat idzie do przodu i wszystko się rozwija. Nie wiemy też co ma Pan na myśli – pisząc „poszkodowany i wykorzystany”, ale ma Pan prawo postrzegać rzeczywistość w sobie tylko nieodgadniony innym sposób i nic nam do tego. Co do reputacji – to cóż. Po naszym artykule doszło do nas bardzo wiele sygnałów, że nasz przypadek nie jest odosobniony, zakładam zatem że to nie my przyczyniamy się do pogorszenia Pana reputacji, ale sądząc po tym co nas spotkało – to Pan dzielnie nad tym pracuje.

      Życzymy uśmiechu i powodzenia 😉

  4. kurasnt komentarz:

    To jest stały numer instruktora – dilera z Białegostoku.

  5. tomek komentarz:

    W Białymstoku jest tylko jedna firma: Dragon Tomasza Kudaszewicza a w trójmieście oprócz nirvany napędy Polini sprzedaje firma ECEXTREME.

  6. zybi komentarz:

    Kontrola przed startowa się kłania podczas transportu wiele mogło się wydarzyć .latam na 250 i nigdy nie spadł mi żaden wężyk .Szarpaczka w tych napędach jest dość mocna i należy robić to umiejętnie .Widzę że nie tylko diler jest roztrzepany i zakręcony wam też nic nie brakuje .

    • Michał komentarz:

      Zybi dziękuję za dobre rady. Masz rację, że nie sprawdziliśmy za wiele przed startem, ale do głowy nam nie przyszło że wężyki będą po za gaźnikiem, być może jesteśmy przyzwyczajeni do innej jakości. Na temat szarpanki już pisałem w artykule więc nie ma potrzemy się powtarzać.

  7. kamil komentarz:

    O ile wiem ta firma nie robi koszy 150cm. Sam chciałem zamówić coś podobnego ale odmówili mi. Podobno łamią się przy startach doradzali mi stalowy tak też zrobiłem latam na trajce już sześć miesięcy na stalowym koszu i nieraz ocaliłem śmigło za co dziękuje .Wygląda kolego na to że zamówiłeś coś innego u dilera a dostałeś zupełnie inny towar firma z Gdyni kojarzy mi się z dużą dokładnością i solidnością. A wam koledzy to doradzam następnym razem kupujcie u producentów a nie u dilera .

  8. atpl komentarz:

    Równie dobrze to może być stek bzdur, historia wymyślona by nabijać wyświetlenia. Bez podania o kogo chodzi, jaki producent, jaki dystrybutor, to ta opowiastka jest warta tyle co papier toaletowy.

    • Michał komentarz:

      To Twoje zdanie (masz do niego prawo), ale ja mam odmienne (i też mam do tego prawo).
      Światek paralotniowy jest mały- ilu znasz producentów z Gdyni i instruktorów-dilerów z Białegostoku?
      Nowe osoby robiące sobie zakupy otrzymały wyraźny sygnał na co warto zwracać uwagę, a co ważniejsze diler i producent także taki sygnał otrzymali. Kto użyje do tego serca i głowy – ten skorzysta, kto nie użyje – będzie trolował. Dla mnie zwyczajnie szkoda czasu na przekomarzania się.

    • roman komentarz:

      znam dilera i jego praktyki. Wiem, że ta historia jest prawdziwa. To *******.

      • Leszek Klich komentarz:

        Panowie! Bardzo Was proszę,
        nie życzę sobie tutaj brutalnych ataków personalnych i niecenzuralnych słów! Trzymajmy poziom dyskusji! Proszę podawać przykłady zamiast kogoś obrażać, nie wiem nawet za co.

  9. golew komentarz:

    Szczęściarze :). Dostali napędy za cenę zaliczki, polatali, oddali i jeszcze zwrot bez potrąceń dostali. Normalnie Hameryka Panie. Kuźniar byłby z Was dumny 😉

    • wizzard komentarz:

      I bardzo dobrze, to powinien być standard. Producent czy diler łaski nie robią i jeśli wysyłają Ci inne zamówienie w dodatku kiepsko wykonane to muszą się liczyć z pełnym zwrotem i zaliczek i towarów.